Z reguły czytam thrillery, sensacje i kryminały. Z małymy wyjątkami jak Malowany Człowiek. Kierując się chyba wielką miłością do Mass Effect i przygód komandora Sheparda postanowiłem kupić książkę Starship 01: Bunt. Pierwszy tom nowej kosmicznej sagi, stworzonej przez Mike’a Resnicka. Jak zdążyłem się zorientować gość ma łeb nie od parady i udało mu się wykreować cały Wszechświat począwszy od momentu, gdy człowiek wkroczył na międzygalaktyczną scenę. Kieruje się wymyślonymi przez siebie erami galaktycznymi. Na początku trudno było się połapać, ale na końcu książki znalazłem dokładną genezę wykreowanego świata. Czy kosmos w wydaniu Resnicka może się spodobać?

Bohaterem jest komandor Wilson Cole. Postać o wielkich dokonaniach, wielokrotnie odznaczany oficer floty republikańskiej. Jest żywą legendą wśród żołnierzy i wielkim autorytetem dla cywilnych mieszkańców skolonizowanych planet. Niestety przez swoje odważne, często ryzykowne decyzje naraża się admiralicji. Dowódcy republiki z jednej strony chcą się go pozbyć, a z drugiej nie mogą pozwolić sobie na utratę zaufania żołnierzy, dla których Cole jest idolem. Aby wilk był syty i owca cała zostaje przeniesiony na okręt Teodor Roosvelt. Stary, uznany za niezdolny do otwartej walki okręt, który przez załogę nazywany jest pieszczotliwie Teddy R. Na jego pokład trafiają niesubordynowani żołnierze, przez co pełni funkcję miejsca zsyłki tych, którz podpadli 'górze’. Jest to sam początek, a więcej z wiadomych przyczyn zdradzić nie mogę.

Książka liczy sobie około 400 stron, niestety jest to liczba zwodnicza, bo marginesy są ogromne i czyta się ją błyskawicznie. Zamiast długiej lektury dostajemy opowieść z bardzo wartką akcją. Wszystko dzieje się bardzo szybko bez zbędnych dłużyzn. O dziwo nie cierpią z tego względu bohaterowie. Wiloson Cole jest obdarzony nieprzeciętnym intelektem. Jego dedukcyjny tok myślenia nie odbiega zbytnio od samego Sherlocka Holmesa. Wielokrotnie uśmiechałem się pod nosem, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że to co mówi Cole jest faktycznie logiczne. Dodatkowo jest to uzasadnione fabularnie, a nie tylko na pokaz.
Dialogi są błyskotliwe, często zabawne i okraszone sporą dawką sarkazmu. Oczywiście Cole zupełnie jak dr House jest mistrzem ciętej riposty. Fantastycznie nakreślona postać. Od razu daje się polubić.
Pozostałe postacie są bardzo dobrze opisani. Jako, że jest to space opera mamy tutaj dużo obcych ras, dokładnie przemyślanych i bardzo dobrze zobrazowanych w tekście. Zgrabne pióro autora bez trudu pozwala wyobrazić sobie wygląd poszczególnych ras.
Ogólnie rzecz biorąc Starship: Bunt jest fantastycznym początkiem czteroczęściowej serii. Osobiście posiadam już wszystkie i niedługo zabieram się do czytania. Książka choć jest krótka to zawiera mnóstwo akcji, wiele fantastycznych dialogów i świetnie nakreślone postacie. POLECAM ZDECYDOWANIE!
P.S. Z tego co udało wyczytać się na stronie autora w przygotowaniu znajduje się Flagship, który jest ciągiem dalszym przygód Wilosona Cola.
  • FABUŁA - /10
    0/10
  • RYSUNKI - /10
    0/10
  • PRZYSTĘPNOŚĆ - /10
    0/10

Warning: Illegal string offset 'Book' in /home/geeklife/domains/geeklife.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-review-pro/includes/functions.php on line 2358

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz komentarz
Napisz swoje imię

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.