Najbardziej oczekiwany przeze mnie film tego roku. Jarałem się strasznie każdą zajawką, każdym napomknięciem. Jednocześnie strasznie bałem się, że James Gunn to zepsuje, bo zepsuć można było koncertowo. Junior odwiedził dziadków, a ja z żoną wybraliśmy się do kina. Oto moja recenzja.

Leci? No to lecimy. Strażnicy jak już zapewne wiedzą wszyscy należą do szerokiego Uniwersum Marvela (oznacza to, że każdy film w większym lub mniejszym stopniu łączy się fabularnie z pozostałymi). Żyją w tym samym świecie co Kapitan Ameryka, Iron Man, Thor, Hulk i reszta Avengers. Oryginalnie należałoby doliczyć do tej ekipy jeszcze Spider-Mana i X-Men lecz prawa filmowe wykupiły inne firmy i nie mamy co liczyć na crossover w przyszłości.

Fabuła filmu jest niesamowicie prosta, ograna i przewidywalna. Główny bohater kradnie artefakt, który chce mieć łowca nagród, złodzieje, kosmiczny czarny charakter Ronan oraz największy madafaka galaktyki – Thanos. Każdy chce mieć magiczną kulkę i każdy walczy z każdym. Piszę to w takim tonie, bo chyba każdy zna podobną fabułę z co najmniej kilku filmów. I wcale nie znaczy to, że jest słaba. Wręcz przeciwnie – pasuje IDEALNIE! Mamy prawdziwy film przygodowy, bez sztucznego gmatwania i nagromadzania wątków (via Piraci z Karaibów 2,3, Spider-Man 2). Są pościgi, zdrady, oszustwa, bijatyki, ucieczka z więzienia i ratowanie świata, czy raczej światów. Wszystko czego moglibyśmy chcieć. James Gunn wykorzystał najprostszą formułę, aby stworzyć nadzwyczajnie interesujący obraz!

A wszystko dzięki genialnym bohaterom. Peter Quill aka Star Lord (Chris Pratt) to znany w Galaktyce, a przynajmniej tak mu się wydaje, złodziejaszek i szabrownik. Uciekając z tajemniczym artefaktem wpada w tarapaty i ląduje w więzieniu razem z Gamorą (Zoe Saldana) – przybraną córką Thanosa (ten wielki ze sceny po napisach Avengers), zmodyfikowanym genetycznie szopem nazywającym siebie Rocket (głos Bradley Cooper), drzewcem/entem o nazwie Groot (głos Vin Diesel) oraz świrującym mięśniakiem Draxem (Dave Bautista). Cała, niesamowicie oryginalna piątka mimo różnych celów zawiera sojusz i razem postanawia się wzbogacić.
Ze względu na to, że każdy członek tej nietypowej drużyny jest zupełnie kim innym mamy to niesamowitą chemię pomiędzy bohaterami. Kłótnie Quilla z Gamorą, Draxa z Rocketem to majstersztyk. Gdy trzeba potrafią ze sobą współpracować i dostajemy bardzo widowiskowe sceny akcji. Drużyna na miarę Avengers? Nie wiem czy nawet nie lepsza.

James Gunn znalazł IDEALNĄ równowagę pomiędzy akcją, napięciem, a komedią. Sala co rusz wybuchała śmiechem, a ilość dobrych żartów była nawet większa niż w Avengers. Quill ma świetne teksty, Szop Rocket jako najinteligentniejszy członek drużyny wypada genialnie, potrafi pojechać pomysłową wiązanką praktycznie każdemu. Drax nie rozumiejący metafor rozbawia do łez. I jeszcze Groot, który rozbraja w każdej scenie, w której się pojawi.

Na drugim planie świetnie wypadają Michael Rooker (Merle z The Walking Dead) , jako Yondu i Benicio del Toro jako szalony kosmiczny Kolekcjoner. Najsłabiej natomiast prezentuje się główny czarny charakter – Ronan. Jest jakiś taki enigmatyczny, bez życia i nie sprawia wrażenia wielkiego twardziela. Ronan jest chyba jedynym minusem jaki zaobserwowałem.

Z recenzji wyszła laurka dla Strażników Galaktyki. Laurka jak najbardziej zasłużona, bo film jest FENOMENALNY. Nawet osoby nie mające pojęcia o Uniwersum Marvela muszą go zobaczyć, bo to wspaniała rozrywka! I nie wiem, czy nie najlepszy film Marvela do tej pory.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz komentarz
Napisz swoje imię

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.