Jakimś cudem tekst przeleżał nie opublikowany. Napisałem tę recenzję już prawie półtora miesiąca temu i zapomniałem puścić online. No nic, nie przedłużam i zapraszam do zapoznania się z recenzją filmu San Andreas. Postaram się was przekonać, że to strata pieniędzy.

Wybierając się na San Andreas musicie wiedzieć, że wszystko co ma do zaoferowania już widzieliście. Nie raz, nie dwa, a co najmniej kilka razy. Otóż Ray w skórze Dwayna Johnsona do supergwiazda wśród ratowników Kalifornii. Już w pierwszych scenach filmu widzimy, że potrafi latać śmigłowcem przekręconym o 90 stopni (wirnik znajduje się z boku), a zamiast otworzyć drzwi auta, w którym uwięziona jest dziewczyna, po prostu je wyrywa. Taki z niego madafaka…
Potem poznajemy dwóch naukowców, którzy nauczyli się przewidywać wstrząsy, ale nikt im nie uwierzył i w ten sposób nieprzygotowane Zachodnie Wybrzeże USA staje oko w oko z najpotężniejszym kataklizmem w dziejach.

Wątek naukowców szybko dobiega końca, a my śledzimy dalej losy Raya i jego rodziny. No prawie, bo Ray jak każdy bohater tego typu filmów jest w trakcie rozwodu, żona umawia się z miliarderem, a córka (śliczna Alexandra Daddario) kocha ojca, ale i tak ma zamiar wyprowadzić się wraz z matką i jej chłopakiem. Tyle, że plany wszystkim krzyżują powracające trzęsienia ziemi.

Resztę fabuły możecie sobie dopisać. Bohaterom udaje się wyjść cało z każdego niebezpieczeństwa. Przecież walący się wieżowiec z kilkuset osobami w środku to żaden problem, aby jedyną ocalałą była żona Raya. Przecież tumany kurzy z powalonych budynków nie niszczą fryzury (bo o makijażu nawet nie marzyłem) wspomnianej żony. A w całym San Francisco tylko córka Raya wpadła na pomysł, że przed falą tsunami najlepiej schować się na jak najwyższym piętrze apartamentowca. A jak Ray znalazł córkę, ano słowami 'to mądra dziewczyna, na pewno schowała się w jednym z wieżowców’. Bo miliony mieszkańców to największe debile i się tego nie domyślili? Takich kretynizmów jest cała masa. Chciałbym napisać żebyście zobaczyli sami, ale nie mam serca skazywać nikogo na tortury.

Nad grą aktorską nie ma co się rozwodzić. Teksty typu ’wszystko będzie dobrze’, ’zaufaj mi’ naturalnie znaleźć się musiały. Aktorzy po prostu nie mieli z czego zagrać i nawet nie starali się wypaść przekonująco. Wzrok przykuwa jedynie Alexandra Daddario jako Blake, ale z innych względów niż jej aktorski talent. Kto oglądał pierwszy sezon True Detective ten wie do czego dążę :) Piękna dziewczyna i tyle.

Efekty specjalne w San Andreas nie powalają. Pierwsze sceny filmu i spadający z urwiska samochód to poziom sprzed 15 lat. Sztuczność, sztuczność, sztuczność. Później jest już znacznie lepiej, ale też nie widzimy nic czego nie byłoby już dużo wcześniej. Wydaje mi się, że film 2012 sprzed 6 lat był bardziej spektakularny. Walące się budynki robią wrażenie, szczególnie w dobrze nagłośnionej sali kinowej, fala tsunami rozkosznie niszczy most Golden Gate, a rozpadliny pochłaniają całe budynki. Wygląda to nieźle, ale nie prezentuje nic czego nie byłoby już dużo wcześniej.

Podsumowując San Andreas to totalna porażka wśród letnich blockbusterów. Film posiadający kretyński scenariusz, debilne sceny i omijających wszystkie niebezpieczeństwa kartonowych bohaterów. Scena z rozpadającym się napisem Hollywood trafnie podkreśla poziom tego filmu… Omijać szerokim łukiem!

  • FABUŁA - /10
    0/10
  • RYSUNKI - /10
    0/10
  • PRZYSTĘPNOŚĆ - /10
    0/10

Warning: Illegal string offset 'Book' in /home/geeklife/domains/geeklife.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-review-pro/includes/functions.php on line 2358

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz komentarz
Napisz swoje imię

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.