Uwielbiam jak coś mnie w kinie zaskoczy. Pierwsze informacje o Creed mówiły tylko o bezczelnym odcinaniu kuponów od legendarnej serii. Potem pojawiły się pierwsze recenzje, a potem nominacja do Oscara dla Sylvestra Stallone. Trzeba było to obejrzeć i oto moja recenzja!
Jak sam tytuł wskazuje tym razem mamy do czynienia z synem największego przeciwnika i zarazem największego przyjaciela Rocky’ego Balboa, czyli Apollo Creeda. Adonis owoc romansu mistrza dlatego też przez pierwsze 12 lat życia nie miał pojęcia o swoim pochodzeniu. Gdy żona Apolla postanowiła go przygarnąć ten zaczął fascynować się karierą ojca i w wolnych chwilach trenował boks. Po kilkunastu walkach w cieszących się dyskusyjną sławą meksykańskich lokalach Adonis rzuca pracę i wyjeżdża do Filadelfii. Na miejscu postanawia odwiedzić żywą legendę miasta – Rocky’ego Balboa i prosić go o pomoc w treningach.
Można powiedzieć, że brzmi to jak typowy film o sportach walki. Przeszłość, talent, problemy z charakterem, chwila na zakochanie się i tak dalej. To wszystko tutaj oczywiście jest, ale podane w kapitalny sposób. Pomijając krótkie zajawki pierwszą poważną walkę główny bohater toczy po około godzinie dwugodzinnego filmu. Do tej pory rozwijane są postaci.
Co ciekawe postać Rocky’ego jest ciekawsza niż w filmach z numerkami 3, 4 i 5 i to wziętymi razem. Mistrz toczy spokojne, ale bardzo samotne życie. Cały jego dobytek to domek, bar nazwany po żonie (Adrian’s) i bus dostawczy. Ludzie o nim ciągle pamiętają, ale to nie gwiazda z pierwszych stron plotkarskich gazet. Rocky traktuje Adonisa jak własnego syna, prawdopodobnie syna jakiego chciał zawsze mieć. Jego pierworodny nie chciał mieć nic wspólnego ze sportem, a dodatkowo czuł się przytłoczony nazwiskiem ojca, dlatego też wyjechał do innego miasta. To właśnie relacja tych dwóch gości jest osią napędową filmu i wypada niezwykle wzruszająco. Kilka scen wygląda jak żywcem wyjęte z genialnego francuskiego filmu pod tytułem Nietykalni. Naprawdę wyszło to świetnie!
W filmie o boksie oczywiście nie może zabraknąć boksu. Mamy, więc charakterystyczne dla Rocky’ego treningi z klasycznym ganianiem kurczaka na czele. Gdy przychodzi do pierwszej dużej walki Adonisa to… szczęka opada! Cała walkę zrealizowano w jednym ujęciu kamery lub przy użyciu hollywoodzkich sztuczek mających to imitować. Kamera płynie od boksera do boksera, co parę sekund pokazuje nam widownie i narożniki. Wygląda to obłędnie i szalenie realistycznie. Nie wiem jak zrobili tak dobrze wyglądające ciosy. RE-WE-LA-CJA! Gdy po powrocie do domu odpaliłem film Rocky na DVD to przy walce z Apollem aż żal było patrzeć. A kiedyś się tym jaraliśmy :)
Walka finałowa jest troszkę słabsza niestety. Jest dłuższa, więc nie dało się zastosować jednego ujęcia, więc powrócono do czegoś a’la transmisja telewizyjna. Widzieliśmy to w filmie Rocky Balboa (6) dziesięć lat temu. W kilku ujęciach widać markowanie ciosów i zbyt teatralne odwracanie głowy. Są to jednak szczegóły, bo walka ma fajne zwroty akcji i niestandardowe rozwiązania niektórych elementów. Ogólnie na plus.
Creed. Narodziny Legendy to dla mnie największa filmowa niespodzianka od kilku lat. Nie dawałem mu żadnych, nawet najmniejszych szans, a okazał się najlepszym Rockym od czasów jedynki! Zagrało chyba wszystko, naprawdę trudno się do czegoś przyczepić. Nawet dwa razy się wzruszyłem, co nieczęsto się zdarza. Świetny Michael B. Jordan w roli Adonisa i Sylvester Stallone w roli swojego życia. Liczę na Oscara!
-
FABUŁA - /10
0/10
-
RYSUNKI - /10
0/10
-
PRZYSTĘPNOŚĆ - /10
0/10
Warning: Illegal string offset 'Book' in /home/geeklife/domains/geeklife.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-review-pro/includes/functions.php on line 2358