W 2010 roku stacja BBC wyemitowała trzy odcinki miniserialu Sherlock, opowiadającego o najsłynniejszym detektywie w historii literatury. Haczyk polegał na tym, że akcja została wyciągnięta z końcówki XIX wieku i osadzona w czasach współczesnych, a śledztwa jakimi zajmują się bohaterowie były wariacją na temat oryginalnych opowiadań Doyle’a. Serial zdobył ogromną popularność na całym świecie, a odtwórcy głównych ról – Benedict Cumberbatch oraz Martin Freeman to aktualnie gwiazdy światowego formatu, które możemy oglądać w największych kinowych produkcjach. Otrzymaliśmy do tej pory trzy trzyodcinkowe sezony i jeden odcinek specjalny na początku tego roku. Już pierwszego stycznia 2017 roku na antenie BBC (miejmy nadzieję, że również w Polsce) rozpocznie się czwarta, szalenie oczekiwana, seria, która musi dać odpowiedzi na wiele nurtujących fanów, pytań.
Dzisiaj natomiast recenzja pierwszego tomu mangi Sherlock! Typowo zachodnia produkcja odtworzona przez japońskich rysowników jest sprawą, co najmniej, zaskakującą. Każdy, kto zetknął się z mangami, wie jak ciężko Japończykom wyjść z utartych schematów. Oczywiście konstrukcją fabuły, mangi potrafią przyćmić resztę świata, ale nie potrafią oprzeć się przed dodaniem, często irytujących, elementów. Jak w tym wszystkim odnajduje się Sherlock?
Londynem wstrząsa fala samobójstw. Osoby, które nikt nie podejrzewał o samobójcze skłonności, odbierają sobie życie, co powoduje medialną burzę. Prowadzący śledztwo, inspektor Lastrade zaczyna skłaniać się ku tezie, że za rzekomymi samobójstwami może ktoś stać, a to z kolei oznaczałoby seryjnego mordercę. Lastrade mimo niechęci musi zwrócić się o pomoc do Sherlocka. Tymczasem John Watson, cierpiący na stres pourazowy weteran z Afganistanu próbuje wrócić do normalnego życia. Z racji ograniczonych funduszy, John poszukuje taniego mieszkania do wynajęcia i tak trafia na Sherlocka i Baker Street 221B!
Pierwszy tomik mangi składa się z 6 chapterków i jest papierową wersją pierwszego odcinka serialu. Ilustracje stworzone przez człowieka nazywającego siebie Jay obrazują scenariusz napisany przez Stevena Moffata i Marka Gatissa – twórców serialu. Okazuje się, że brytyjska produkcja sprawuje się idealnie jako manga. Popisowe sceny dedukcji udało się zmieścić w wielu małych kadrach przez co wypadają nawet lepiej niż w oryginale. Pamiętacie teksty pojawiające się na ekranie? Chyba nie muszę mówić, że do komiksu pasują idealnie, naturalnie wpisując się w tło.
Pod względem konstrukcji intrygi mamy do czynienia z małą perełką. Prowadzona przez bohaterów sprawa oferuje świetne zwroty akcji, błyskotliwy humor i świetne zakończenie. Oczywiście osoby, które oglądały serial i oczekiwały czegoś nowego, rozczarują się. Zarówno żarty jak i twisty zostały żywcem przeniesione z oryginału.
Kilka słów o kresce. Japoński pomysł na przestawienie bohaterów na początku troszkę przeszkadza. Ewidentnie młodszy Lastrade, jak i pozostali detektywi wyglądają w porządku. Gorzej wypada John Watson, który dorobił się sporego okrągłego noska i miny zbitego psa. Sherlock oddany jest dość wiernie, aczkolwiek mangowa wersja jego nieco krzywego uśmiechu wygląda jak karykaturka. W momentach, gdy Sherlock oddaje się swoim, dość kontrowersyjnym, przyjemnościom jego wyraz twarzy mógłby znaleźć się we wszystkich produkcja gatunku ecchi. Mimo tego styl graficzny dość wiernie oddaje serialowe sceny, a do wyglądu bohaterów dość szybko się przyzwyczajamy.
Jestem wielkim fanem serialu, znam go na wylot, a jednak mangę czytało się znakomicie. Papierowej wersji przygód detektyw z Baker Street 221B udało się uchwycić ducha serialu, co nie było takie proste. Kapitalnie wypada dedukcja, kadry świetnie przedstawiają intrygę, a całość podkreśla specyficzne poczucie humoru. Jednym słowem – warto!
Egzemplarz do recenzji dostarczyło Studio JG
-
FABUŁA - /10
0/10
-
RYSUNKI - /10
0/10
-
PRZYSTĘPNOŚĆ - /10
0/10
Warning: Illegal string offset 'Book' in /home/geeklife/domains/geeklife.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-review-pro/includes/functions.php on line 2358