Polskie seriale niesamowicie kuleją od wielu. Zbyt wielu lat. Obok koszmarnych telenowel, co jakiś czas ktoś próbuje przebić się z nowym pomysłem, ale efekt z reguły jest taki sam. Kretyńskie scenariusze, brak ciągłej linii fabularnej (tzw. procedurale) i słabe aktorstwo to znak rozpoznawczy naszej telewizji. Jaki jest tego powód? Trudno jednoznacznie określić. Część winy na pewno ponoszą widzowie nabijający oglądalność pseudodokumentom (Trudne Sprawy, Dlaczego Ja i inne idiotyzmy) i telenowelom, od których żenującego poziomu przechodzą ciarki. Druga sprawa to regulacje KRRiT zabraniające emitowania w otwartej telewizji produkcji odważnych, kontrowersyjnych, wulgarnych, czyli w skrócie mogących źle wpłynąć na ślęczącą przed telewizorem młodzież. Sytuację postanowił zmienić Canal +, tworząc autorski serial na wzór nowoczesnych formatów z całego świata. Czy Belfer to produkcja zasługująca na zainteresowanie? Moja recenzja.
Paweł Zawadzki (Maciej Stuhr) przyjeżdża z Warszawy do małego miasteczka Dobrowice, by tam, z dala o wielkomiejskiego zgiełku kontynuować pracę nauczyciela. Wraz z jego pojawieniem zbiega się morderstwo młodej, ładnej dziewczyny, uczennicy liceum. Kto zabił, dlaczego to zrobił i jak to zrobił? Na te pytania poznamy odpowiedź w 10 odcinkach stanowiących zamkniętą historię.
Seria
1. Belfer
2. Belfer 2
3. Belfer 3: Ostatnia Lekcja
Początek serialu przywodzi na myśl kultowe Miasteczko Twin Peaks. Malutkie miasto, martwa dziewczyna, dziwne powiązania pomiędzy mieszkańcami i skrywane przez nich tajemnice. Jednak im dalej w las, tym bardziej widać inspirację innymi serialami, a w szczególności fantastycznym The Killing (Dochodzenie). Tajemnica morderstwa zaczyna łudząco przypominać zagadkę śmierci Rosie Larsen, a konstrukcja akcji wygląda jak kalka śledztwa Holdera i Linden. W żadnym wypadku nie jest to wada, ponieważ dzięki temu dostaliśmy serial, który dosłowne w każdym odcinku zaskakuje widza i dostarcza mu nowe wątki i nowe tropy prowokujące do dyskusji.
Jeśli znacie The Killing, czy chociażby serialowy Krzyk to wiecie czego się spodziewać. Praktycznie każdy z bohaterów ma jakąś tajemnicę i w pewnym sensie związany jest z zagadką. Doświadczeni widzowie szybko wyłapią pewne schematy i połapią się w zamysłach twórców. Niemniej wytypowanie winnego wcale nie jest takie proste i nie udało mi się odkryć całej intrygi. I za to wielki plus dla scenarzystów. Nie udało się jednak utrzymać równego tempa przez cały sezon. Odcinki 5-7 zawierają mnóstwo zapychaczy (fillerów), czyli scen, które mało wnoszą do głównego wątku i są ewidentną grą na czas. Gdyby całość upchnięte w 8 intensywnych odcinkach to zniknęłoby to pojawiające się od czasu do czasu uczucie nudy.
Belfer to aktorstwo na najwyższym poziomie. Maciej Stuhr rzadko schodzi ze swojego, wysokiego poziomu, ale to ekipa drugiego planu robi prawdziwą robotę. Paweł Królikowski, na którego patrzyłem przez pryzmat Rancza i programów bardzo średnio rozrywkowych w roli komendanta komendy w Dobrowicach wypada fenomenalnie i to przez duże F. Każda jego wypowiedź brzmi niesamowicie naturalnie, dzięki czemu postać nabiera niespotykanego w polskich serialach realizmu. Podobne, cholernie pozytywne wrażenie wywarł na mnie Joachim Lamża w roli Ryszarda Kumińskiego. Rewelka. A Grzegorz Damięcki w woli Molendy, miejscowego biznesmena-gangstera pokazuje, że można zagrać charakterystyczną dla amerykańskich filmów bez uczucia żenady i autoparodii.
Aktorzy dostali role, w których czują się świetnie, a scenarzyści dali im świetne dialogi jakich ze świecą szukać w innych nadwiślańskich produkcjach. Serial powstał dla sieci kablowej, więc język jest bardzo soczysty, bogaty we wszelkiego rodzaju wulgaryzmy, ale one tylko podkreślają świetnie napisane postaci. I nie oszukujmy się – tak właśnie wyglądają prawdziwe rozmowy. Nie znam nikogo, kto po uderzeniu się w… cokolwiek powiedziałby np. „do diaska”…
Taki jest właśnie Belfer. To zdecydowanie najlepsze, co przedstawiła rodzima telewizja od… chyba od zawsze. Serial, który nie boi się stosować nowoczesnych sztuczek przyciągnięcia widza przed ekrany (cliffhangery praktycznie w każdym odcinku). Serial, który posiada dobrze napisaną fabułę i kapitalnych bohaterów. Było trochę dłużyzn, ale plusy zdecydowanie przysłaniają minusy. POLECAM.
Oglądałam ten serial i mnie zachwycił.
JAk na polskie kino rzeczywiście ewenement.
Już nie mogę się doczekać na drugi sezon, który ma się dziać w moim kochanym Wrocławiu