Za sprawą Egmontu w Polsce pojawiła się jedna z ciekawszych serii Marvela pt. Anihilacja Tom 1. Kosmos, Drax Niszczyciel, Thanos, Nova, Srebrny Surfer, Ronan, a z drugiej strony niszczycielska siła Annihilusa. Sprawdźmy jak wypada pierwszy tom tego wielkiego wydarzenia. Moja recenzja.
Kosmiczna seria Marvel Classic:
1. Anihilacja Tom 1
2. Anihilacja Tom 2
3. Anihilacja Tom 3
4. Anihilacja: Podbój Tom 1
5. Anihilacja: Podbój Tom 2
6. X-Men: Mordercza Geneza
7. Uncanny X-Men: Powstanie i upadek Imperium Shi’ar
8. Strażnicy Galaktyki Tom 1
9. Wojna Królów: Preludium
10. Wojna Królów
11. Strażnicy Galaktyki Tom 2
12. Domena Królów
13. Imperatyw Thanosa
Ten opasły tom można podzielić na trzy części. Wszystkie z nich stanowią wprowadzenie do głównej osi fabularnej Anihilacji, ale nie można narzekać na nudę. Dzięki nakreślonym od podstaw, bądź odświeżonym charakterystykom postaci i szczegółowym opisom ras, miejsc i wydarzeń wejście w marvelowski kosmos jest nad wyraz lekkie i przyjemne. Trzeba bowiem pamiętać, że komiksowy wszechświat jest gigantyczny. Ilość ważnych planet w różnych Galaktykach przytłacza, a do tego dochodzą jeszcze konflikty pomiędzy poszczególnymi rasami i niesamowite artefakty. Anihilacja stopniowo poszerza naszą wiedzę, a przy tym powstrzymuje się od zalewania głowy nieważnymi bzdurami.
Pierwszą częścią jest, składająca się z czterech zeszytów seria Drax Niszczyciel. Statek więzienny przewożący Draxa rozbija się na Alasce. Oprócz milczącego giganta na pokładzie znajdowali się brutalni Bracia Krwi, szalony Lunatik i groźny Paibok. Rozbitkowie szybko podporządkowali sobie okolicznych mieszkańców i rozpoczęli naprawę statku. Drax poznając miejscową awanturniczą nastolatkę Cammi wpada w konflikt z pozostałymi więźniami, co kończy się krwawą jatką.
Część rozgrywająca się na Ziemi jest bardzo dobra. Postać Draxa za sprawą Keitha Giffena zmieniła się nie do poznania. Przygłupi dotychczas wojownik za sprawą wydarzeń staje się inteligentną maszyną do zabijania. Dzięki Cammi, przypominającej mu o straconej córce, Drax znajduje swój cel i bezwzględnie go realizuje. Podobnie świetnie wypadają pozostali kosmici. Bracia Krwi to raczej durne osiłki i mięso armatnie, a kontrastuje z nimi inteligentny i rozsądny Paibok. Jest jeszcze Lunatik, przerażający gość nie mający żadnych hamulców. Tacy przeciwnicy to solidne wyzwanie dla Draxa i kilka naprawdę fajnych scen.
Druga część komiksu to Anihilacja: Prolog. Jak sama nazwa wskazuje mamy tutaj bezpośrednie zawiązanie akcji Anihilacji. Poznajemy Annihilusa, owadopodobny byt, któremu udało się przedostać ze Strefy Negatywnej do świata właściwego. Annihilus posiada miliardową armię kosmicznych owadów, które niczym szarańcza niszczą wszystko, co napotkają na swojej drodze. W tej części jesteśmy świadkami wielkiego pogromu sił wielu kosmicznych ras. Technologie Korpusu Nova, Kree, czy Skrulli nie robią na nich żadnego wrażenia, bo na miejscu zabitego tysiąca robali pojawia się kilka tysięcy zastępców. Bardzo widowiskowy fragment.
Trzecia część pierwszego tomu została zatytułowana Nova. Opowiada genezę postaci o takim przydomku, a dokładniej Richarda Ridera, Ziemianina, który jako jedyny przeżył atak fali anihilacji na gromadę Xandara. Rider zgadza się zespolić ze świadomością Xandarskiego Wszechkomputera (rodzaj sztucznej inteligencji) co ratuje wiedzę o całej planecie, a przy okazji daje mu nadzwyczajne umiejętności. Mimo, że cały pierwszy tom Anihilacji stoi na wysokim poziomie, to Nova okazuje się najlepszym kąskiem wydania. Cztery zeszyty zawierają wszystko, co najlepsze w marvelowskim uniwersum. Świetną postać, wielką przygodę i nienachalny humor. Fantastyczna sprawa.
Jedno słowo podsumowujące pierwszy tom Anihilacji to REWELACJA! Początek wielkiej kosmicznej sagi serwuje olbrzymie emocje, przedstawia kapitalnych bohaterów i porywającą akcję. Do ideału zabrakło bardzo niewiele, a przyczynił się do tego Scott Kollins, który stworzył rysunki do Prologu. W porównaniu do bogatych w kolory i fajerwerki Draxa i Novy Prolog ma bardzo słabą kreskę, rozmazane kolory i mdłe tła. Mimo tej małej wpadki dostaliśmy komiks, który warto mieć niezależnie czy jesteście fanami Marvela czy DC. Jestem zachwycony!
Egzemplarz do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Egmont