Jestem wielkim fanem netflixowej Jessiki Jones. Pierwszy sezon pochłonąłem bardzo szybko i w dalszym ciągu uważam, że to najlepszy serial Marvela dostępny na tej platformie. Po wydarzeniach z The Defenders apetyt na sezon drugi tylko się zaostrzył. Recenzja drugiego sezony serialu Jessica Jones.
Kolejność oglądania seriali Marvela na Netflixie:
1. Daredevil – sezon 1
2. Jessica Jones – sezon 2
3. Daredevil – sezon 2
4. Luke Cage – sezon 1
5. Iron Fist – sezon 1
6. The Defenders
7. The Punisher – sezon 1
8. Jessica Jones – sezon 2
9. Luke Cage – sezon 2
10. Iron Fist – sezon 2
11.Daredevil – sezon 3
12.The Punisher – sezon 2
13. Jessica Jones – sezon 3
Na początku pojawiło się małe rozczarowanie. Jessica Jones brała udział w spektakularnych wydarzeniach w finale The Defenders, gdzie wszyscy herosi musieli podjąć bardzo trudne decyzje. Decyzje, które mocno wpływały na zasady, jakimi od zawsze się kierowali. I co? I nic. W trakcie drugiego sezonu nie mamy żadnego nawiązania do starcia z Ręką. Rozumiem, że scenarzyści bali się o reakcję widzów, którzy nie oglądali innych seriali, ale dla fanów jest to po prostu słabe. Nikt nie wspina Matta, Luke, czy Dannyego. Za to Jessica dalej jest tą samą Jessicą. Wykonuje proste zlecenia od zdradzanych żon i mężów, a wieczorami upija się do nieprzytomności.
Kilgrave nie żyje, ale dalej jest bardzo ważną częścią życia Jessiki. Jess uniknęła kary za zabicie swojego prześladowcy ze względu na działania w interesie publicznym. Nie ukoiło to jednak jej zszarganych nerwów, ponieważ sama w sobie widzi morderczynię i tak też postrzegają ją postronni ludzie. Ponadto najbliższa jej osoba, Trish, rozdrapuje stare rany prowadząc śledztwo w sprawie ludzi odpowiedzialnych za to co przytrafiło się Simpsonowi, Jessice i innym pacjentom doktora Kozłowa i tajemniczego IGH.
Wydawało się, że Jess rozprawiła się ze swoją przeszłością w pierwszym sezonie. Nic bardziej mylnego, druga seria jest jeszcze bardziej osobista niż pierwsza. Nie tylko dowiadujemy się, co dokładnie stało się z rodziną Jonesów w tym feralnym wypadku, ale cofamy się też do czasów, gdy Jessika nie była tą zgorzkniałą, wiecznie naburmuszoną i zblazowaną panią detektyw. Do czasów, gdy nie znała Kilgrave’a, gdy cieszyła się życiem i bez skrępowania snuła plany na przyszłość. Scenarzystom udało się zebrać do kupy i ładnie poukładać wszystkie puzzle kształtujące jej charakter. Muszę przyznać, że miałem trochę oporów, bo nie lubię retrospekcji i wprowadzania elementów z przeszłości w celu zwiększania dramatyzmu, ale w tym przypadku wszystko zagrało idealnie. Przeszłość Jess, sprzed czasów Kilgrave’a, świetnie uzupełnia luki i inteligentnie prowadzi nas do pracy w Alias Investigations. Celowo nie wspominam o czarnym charakterze, ponieważ druga seria idzie nieco inną drogą i nie chciałbym zepsuć wam zabawy.
Drugi sezon jest równie kameralny jak pierwszy, co widać w oszczędności scen akcji, jak i w braku efektów specjalnych. Gdy w ramach easter egga pojawia się szybko biegający Whizzer, jest to zrealizowane bardzo prostymi metodami, które zdecydowanie nie przypadną do gustu fanom widowiskowego Daredevila. Mnie to absolutnie nie przeszkadza tym bardziej, że Jessika i inne postaci dostarczają bardzo ciekawych wątków, które skutecznie to wynagradzają.
Jessica Jones to również Trish i Malcolm, odgrywający tutaj duża rolę. Malcolm nie bierze już narkotyków i praktycznie cały swój czas poświęca na pracę dla Jessiki. Uczy się detektywistycznych sztuczek, a także mocno angażuje się śledztwa. Trish natomiast zmęczona biernością służb ambitnie podchodzi do sprawy eksperymentów genetycznych i zaniedbuje pracę oraz bliskich, podporządkowując wszystko pod szukanie prawdy. Zaskakująco swój wątek dostała także Hogarth. U Jeri zostaje zdiagnozowana śmiertelna choroba, co wywraca jej życie do góry nogami. Od lat dążyła do władzy nie przejmując się niczym i nikim, a teraz zostaje całkiem sama w obliczu swojego dramatu.
Sezon drugi stawia całą czwórkę przed pozornie innymi problemami, ale w rzeczywistości są one bardzo zbliżone. Każde z nich na swój sposób rozprawia z przeszłością, nie wie co z ich przyszłością i każde z nich walczy z pokusami i pragnieniami. Jest to tak cholernie dobrze napisane i tak naładowane emocjami, że trudno oderwać się od ekranu.
Jessica Jones znów dowozi. Brak Kilgrave’a (no prawie brak) nie odcisnął na serialu tak dużego piętna, jak się spodziewałem. Zamiast próbować zastąpić tego charyzmatycznego przeciwnika, twórcy postanowili skupić się na bohaterach, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Bardzo dobra produkcja!