Dwutygodniowy cykl wydawniczy DC sprawia, że flagowe serie wydawnictwa dostają wiele zeszytów, a co za tym idzie zbiorczych albumów. Dopiero co recenzowałem piąty tom przygód Supermana, a na stronę trafia już album numer sześć. Czy ilość przekłada się na jakość? Recenzja komiksu Superman Tom 6: Imperius Lex.
Tradycyjnie już album składa się z trzech historii zawartych w zeszytach #33-36 oraz #39-41. Peter J. Tomasi lubuje się w krótkich fabułach, więc jego opowieści są często zwięźle opowiedziane, a wśród nadających się jedynie do zapomnienia one-shotów znajdziemy też fajnie skonstruowane, wielowątkowe historie. Tym razem, podobnie jak w przypadku tomu piątego możemy być naprawdę zadowoleni.
Imperius Lex
Superman w DC Odrodzenie:
1. Superman Tom 1: Syn Supermana
2.Superman Tom 2: Pierwsze próby Superboya
3. Superman Tom 3: Wielokrotność
4. Superman Tom 4: Czarny Świt
5. Superman Tom 5: Nadzieje i Lęki
6. Superman Tom 6; Imperius Lex
7. Superman Tom 7: Bizarrowersum
Pierwsza historia to tytułowe Imperius Lex, do którego scenariusz napisali Peter J Tomasi oraz Patrick Gleason. Superman i Lex Luthor działają ramię w ramię chroniąc Matropolis. Jak dwaj najlepsi kumple. Jednak pewnego dnia, gdy Clark postanowił wziąć sobie wolne i wyskoczyć na miasto z rodziną Luthor zostaje uprowadzony. Wkrótce potem porwani zostają Kentowie. Okazuje się, że zostali przeniesieni na Apokolips. Dlaczego? Darkseid nie żyje, więc lud wyczekuje kolejnego władcy, którym zgodnie z przepowiednią ma być ktoś pokroju Supermana właśnie.
Jesteśmy świadkami bezwzględnej walki o władzę w Apokolips. Szukający nowego władcy przywódcy nękani są przez roszczącego sobie prawa do trony Kalibaka, syna Darkseida. W innym miejscu swój plan przygotowują Furie pod wodzą bardzo interesującej… babci. Mimo wielu głupotek i wkurzającej zaradności Lois tę superbohaterską grę o tron czyta się bardzo przyjemnie. A Superman potwierdza swoją pozycję największego naiwniaka w historii komiksu…
Na Księżyc i z powrotem
Następy w kolejności jest całkiem udany one-shot Na Księżyc i z powrotem. Superman walcząc z grupą czwarto ligowych przestępców trafia na grupę dzieciaków ze szpitala w Metropolis. Clark chcąc zrobić im niespodziankę zabiera dzieciaki na okołoziemską bazę Ligii Sprawiedliwości, gdzie czekają na nich członkowie Ligii. Jest trochę żartów z ponurego Batmana, szybkości Flasha, czy trójzębu Aquamana. Opowieść ciepła i wzruszająca.
Album kończy składająca się z dwóch zeszytów historia zatytułowana Ostatnie Dni. Clark i Jon spędzają razem czas w Fortecy Samotności, gdy komputery alarmują o zbliżającej się katastrofie na planecie Galymayne. Superman wraz z synem ruszają, by pomóc znajdującym się tam istotom. Problem w tym, że mieszkańcy nie chcą zostać uratowani i wolą umrzeć niż słuchać przybysza.
Dni Ostatnie
Dni Ostatnie mocno nawiązują do zniszczenia Kryptonu. Wiele wątków się ze sobą pokrywa. Widać, że odpowiadający za scenariusz James Robinson chciał pokazać, jak w obliczu nieuniknionej katastrofy zachowa się Jon. I chociaż samo wykonanie nie porywa to szanuję pomysł.
Jeśli spodobał wam się poprzedni tom, to również i tutaj będziecie zadowoleni. Run Petera J. Tomasi nie wnosi wiele to postaci Supermana, nie stawia go przed wielkimi wyzwaniami i kompletnie ignoruje wątek Clarka. Jednocześnie ma kapitalne przebłyski w postaci zgrabnie poprowadzonych wątków i świetnych one-shotów. Szału nie ma, ale nie powinniście być zawiedzeni.
Egzemplarz recenzji dostarczyło Wydawnictwo Egmont