Ten dzień musiał nadejść. Wielki polski blockbuster trafił do usług streamingowych, by również tam bić rekordy. Oczywiście również ja zasiadłem do Netfliksa, by przekonać się o mocy tego arcydzieła. Recenzja filmu 365 dni.
Zabili go i uciekł
Seria filmów:
Massimo jakiś tam (nie zarejestrowałem jego nazwiska) to dziedzic rodziny mafijnej z Sycylii. Czym się owa rodzina zajmuje – nie mam pojęcia. On sam chyba też nie, bo sam raz mówi o biznesie, potem o biznesach, a potem, że jest gangsterem. Zresztą to nie pierwszy raz, gdy Massimo sam sobie przeczy, ale dojdziemy do tego. Podczas jakiejś transakcji w opuszczonym domku nad morzem ojciec Massimo zostaje zastrzelony przez snajpera, a on sam raniony w brzuch. Skąd wziął się snajper na tym wygwizdowie – nie wiadomo. Ale to jeszcze nic, bo tuż przed zamachem Massimo dostrzega pozującą do nie wiadomo czego samotną piękną dziewczynę. Podobnie jak ów snajper znalazła się tam nie wiadomo skąd, nie wiadomo po co, bo jak wspomniałem akcja rozegrała się w jakimś pustostanie daleko od miast i zabudowań. Postrzelony Massimo przed utratą świadomości widział tylko twarz pięknej nieznajomej.
365 powodów
I tak minęło 5 lat. Massimo jest w San Francisco i gadając od rzeczy prowadzi interesy nie wiadomo z kim i nie wiadomo po co. Wracając na Sycylię na lotnisku spotyka kobietę swoich snów i marzeń. Jak na prawdziwego twardziela i mafiosa przystało Massimo każe swoim ludziom Laurę porwać i uwięzić w jego rezydencji. Tam daje dziewczynie 365 dni, żeby się w nim zakochała. Oczywiście „bez przymusu”, bo porwanie, molestowanie i grożenie bronią to tylko takie żarty, nie?
365 bzdur
Pod względem fabularnym mamy do czynienia z jedną wielką bzdurą. Nie ma tutaj żadnego konkretnego ciągu wydarzeń. Nie ma jakiegokolwiek ciągu przyczynowo – skutkowego. Są jedynie piętrzące się co raz to większe kretynizmy. Kretynizmy, którymi chętnie się podzielę.
- Gdy Massimo widzi Laurę na lotnisku, zamiast jak średnio myślący człowiek zatrzymać samochód, podejść i zagadać ten postanawia ją porwać. Bo przecież tego pragną kobiety…
- Znacie już sposób Massimo na podryw. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. W pewnym momencie mówi on Laurze, że nie tknie jej bez jej zgody, by parę sekund później zacząć ją podduszać czy przywiązywać ją do łóżka. Co robi Laura kilka molestowań później? Pyta „czy naprawdę nie dotkniesz mnie bez mojej zgody?” WTF?!
- Wracając na chwilę do gangsterki Massimo. Do końca filmu nie wiemy co tak naprawdę robi. Nie wiemy też dlaczego w jakichś upiornych katakumbach pod domem, który katakumb nie posiada torturuje gościa. Gościa, który nie wiadomo dlaczego tam jest i czemu zawinił, ale musi umrzeć. Bo przecież Massimo to twardy gangster, z gangsterzy to właśnie robią, nie?
- Massimo widział dziewczyną na samym początku, na tym wygwizdowie. Oprócz niego widział ja tylko jego zamordowany ojciec. Skąd więc w jego domu wielkoformatowe portrety dziewczyny? Pięknie wykadrowane zdjęcia dziewczyny, którą widział raz, przez chwilę pięć lat temu? Nie mam więcej pytań.
- Laura jest porwana, molestowana i wykorzystywana. Co robi, gdy Massimo bierze ją na zakupy? W przymierzalni wybiera erotyczną bieliznę. Bo czemu nie.
Gdzie ten ogień namiętności
Nie oszukujmy się, osoby, które wybrały się na ten szajs do kina liczyły na mocne sceny erotyczne i na coś więcej po filmie. Szczerze powiedziawszy 365 dni zabija libido na śmierć. Pomijając dobrą główną i dość spektakularną scenę erotyczną na łodzi mniej więcej po godzinie reszta jest bardzo aseksualna. Zdecydowaną większość podejść można uznać albo za gwałty, albo prostytucję za pieniądze Massimo. Mimo to wcale nie jest ich tak dużo. Więcej razy zobaczycie naszą bohaterkę w kolejnym butiku przymierzającą kolejne zestawy ubrań niż jakiekolwiek sceny erotyczne. Nie ma tutaj ani erotycznego napięcia, ani jakiejkolwiek chemii pomiędzy bohaterami. Ot on ma kasę, władzę i wyrzeźbione ciało, a ona… jest śliczna. I wszystko jasne.
365 dni by o tym zapomnieć
365 dni to film tragicznie słaby. Film, który ani nie angażuje, ani nie elektryzuje, ani nie bawi. To tylko ładnie zrealizowany teledysk. Przy nim 50 Twarzy Greya jawi się jako poważny kandydat do Oscarów. Są jakieś plusy? Tak, jest na Netfliksie, więc nie będziecie rozpamiętywać straconej kasy. A jeśli liczycie na romantyczny wieczór po filmie, to lepiej od razu odpalcie pewną stronę z darmowymi fikołkami.
-
FABUŁA - /10
0/10
-
RYSUNKI - /10
0/10
-
PRZYSTĘPNOŚĆ - /10
0/10
Warning: Illegal string offset 'Book' in /home/geeklife/domains/geeklife.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-review-pro/includes/functions.php on line 2358