Dopiero co opublikowałem recenzję trzeciego tomu regularnej serii Avengers, a już recenzja kolejnego albumu! Jednak tym razem jest to samodzielna historia nie związana z aktualnymi wydarzeniami Marvela. Recenzja komiksu Avengers: Bez drogi do domu.
Zbieżność tytułu ze święcącym triumfy w kinach na całym świecie filmem Spider-Man: Bez drogi do domu jest czysto przypadkowa. Zaprezentowana tutaj historia rozgrywa się bowiem w zeszytach #1-10 miniserii Avengers: No Road Home. Wydarzenia nie są w jakikolwiek sposób powiązane ani z MCU, ani z postacią Spider-Mana. Ot, podobny tytuł i tyle. Autorami scenariusza są Al Ewing, Mark Waid i Jim Zub. Rysunki stworzyli Carlo Barberi, Sean Izaakse oraz Paco Medina.
Avengers: Bez drogi do domu
Wojażerkę spotkacie również w:
Regularna seria Jasona Aarona:
1. Avengers Tom 1: Ostatnia Fala
2. Avengers Tom 2: Dookoła świata
3. Avengers Tom 3: Wojna wampirów
4. Avengers Tom 4: Wojna Światów
5. Avengers Tom 5: Wyścig Upiornych Jeźdźców
6. Avengers Tom 6: Powrót Gwiezdnego Piętna
7. Avengers Tom 7: Era Khonshu
8. Avengers Tom 8: Wejście feniksa
9. Avengers Tom 9: Wielka Wojna She-Hulk
10. Avengers Tom 10: Łowcy Śmierci (wkrótce)
11 .Avengers Vol. 11: History’s Mightiest Heroes
12. Avengers Assemble
Komiksu Avengers: Bez drogi do domu możemy nazwać luźną kontynuacją Avengers: Nie poddamy się, za który odpowiada ta sama trójka scenarzystów. Opowieść, co prawda nie kontynuuje tamtych wydarzeń, ale przywraca postać Wojażerki, która wciągnęła najpotężniejszych ziemskich bohaterów w chorą rywalizację Grandmastera i Challengera. Wojażerka powraca, ale tym razem werbuje na szybko napotkanych bohaterów, gdy na całym światem zapada mrok. Okazuje się, że powróciła mityczna Królowa Nocy Nyx, która wraz ze swoimi dziećmi zaatakowała Olimp. Na wezwanie odpowiadają dobrowolnie bądź nie Scarlet Witch, Herkules, Hawkeye, Hulk, Vision, Spectrum (Monica Rambeau) i Rocket. Czy tak przypadkowa grupa bohaterów jest w stanie stawić czoło przeciwnikom potrafiącym wykończyć olimpijskich bogów?
Zabawa na całego
Ewing, Waid i Zub postanowili zabawić się mitami. O ile Asgardczycy obecni są w Marvelu praktycznie od samego początku, tak Olimpijczycy pojawiają się znacznie rzadziej. Na Ziemi całkiem nieźle radzi sobie Herkules (pomijając problemy z alkoholem), a reszta zalicza głównie cameo. Tak jest i tym razem w przypadku „dobrych bogów”, ale nie w przypadku Nyx. Królowa Ciemności wraz ze swoimi dziećmi – Hypnosem, Apate, Dolos i Oizys okazują się gigantycznym zagrożeniem dla potężnych bohaterów. Każde z dzieci Nyx posiada zdolności, którym nie dorównuje nikt z Avengers dzięki czemu komiks czyta się z wielkim zaangażowaniem. Szczerze bałem się wkraczania w mitologiczne rejony, ale niepotrzebnie. Pojedynki wypadają znakomicie, starcia są kreatywne i świetnie wykorzystują zdolności zarówno bohaterów jak i wrogów.
Muszę wspomnieć, że w Avengers: Bez drogi do domu znalazło się mnóstwo smaczków. Problemy Herkulesa i Visiona nie zostały jakoś mocno rozbudowane, ale ja nie o nich. Zdecydowanie najmocniejszym punktem komiksu jest relacja Clinta Bartona z Hulkiem. Dwójka wraz z Rocketem dostała własny wątek, ale to napięcie między nimi jest tutaj najważniejsze. Dla przypomnienia – Bruce Banner po prosił Clinta o… zabicie go, co ten uczynił na kartach komiksu II Wojna Domowa. Banner wrócił do żywych (Hulk Tom 1), ale zielony stwór nie jest tym samym Hulkiem co kiedyś. Bardzo inteligentny i przerażająco zdecydowany w swoich działaniach nie zamierza puścić płazem knowań Bannera z Bartonem. W skrócie: Hawkeye chcąc pomóc przyjacielowi wplątał się w bardzo głębokie…
Conan!
Komiks Avengers: Bez drogi do domu ma jeszcze jedno zadanie. Scenarzyści musieli w jakiś sposób wprowadzić do Marvela Conana Barbarzyńcę, do którego prawa Marvel odzyskał w 2018 roku. Zadanie karkołomne i na papierze niemal niewykonalne. A jednak! Dzięki zahaczającej o grecką mitologię historii udało się znaleźć miejsce dla Cymeryjczyka. Ba, nawet dostał (bardzo dziwną) scenę zbliżenia ze Scarlett Witch. Nie wiem jak będzie wyglądać przyszłość tej postaci w Uniwersum Marvela, ale tutaj nie ma się do czego przyczepić.
Avengers: Bez drogi do domu – podsumowanie
Szczerze? Trochę zaskoczenie. Avengers: Bez drogi do domu bardzo mi się podobało, nawet bardziej niż Avengers: Nie poddamy się. Bardzo widowiskowy, pełny akcji i świetnych pojedynków komiks robiący doskonały użytek z występujących w nim bohaterów. Dobra robota!
Egzemplarz do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Egmont
-
FABUŁA - 0/10
0/10
-
RYSUNKI - 0/10
0/10
-
PRZYSTĘPNOŚĆ - 0/10
0/10