Od premiery konsoli PS3 jest oddanym fanem marki Uncharted. Wielokrotnie przechodzę i platynuję każdą odsłonę (aktualnie na PS5), a na wycieczki do historycznych miejsc zabieram pierścień Drake’a z kolekcjonerki Uncharted 3. W piątek premierę miał bardzo długo produkowany i bardzo oczekiwany film na podstawie serii. Film, którego jako fan, bardzo się obawiałem. Czy słusznie? Recenzja filmu Uncharted.
Trudna droga filmu
Główne role w Uncharted grają Tom Holland (Nathan Drake) i Mark Wahlberg (Victor “Sully” Sullivan). Produkcja filmu ruszyła w 2020 roku po wielu, bardzo wielu perturbacjach. Film zapowiedziano już w 2009 roku w okolicach premiery Uncharted 2: Pośród złodziei. Nathana miał zagrać… Mark Wahlberg. Tak, film był tak długo w powijakach, że Wahlberg z Nate’a zmienił się w Sully’ego. W międzyczasie produkcję opuściło aż 6 reżyserów (ostatni, Shawn Levy zrezygnował, żeby nakręcić znakomitą komedię Free Guy). Ostatecznie reżyserią zajął się Ruben Fleischer (Venom), a film podczas produkcji przeszedł kolejną metamorfozę. Ale o tym za chwilę.
Miał być prequel, a jest…
Wybór Toma Hollanda od początku budził kontrowersje. Jasne, wszyscy uwielbiamy go jako Petera Parkera, ale Nathan Drake potrzebował kogoś nieco starszego i mniej… chłopięcego. Sony uspokajało zapowiadając film Uncharted jako prequel do serii gier. Uznałem to za kapitalną informację, bo przecież każda z odsłon jest bardziej filmowa niż… niejeden film. Logicznym było umiejscowienie akcji gdzieś pomiędzy retrospekcjami z Uncharted 3, gdzie Nte poznał Sully’ego, a pierwszą grą zatytułowaną Fortuna Drake’a. Mogliśmy zobaczyć jak pospolici złodzieje zmieniają się w łowców skarbów. I film nam to daje, ale tylko po części.
Uncharted 4 do góry nogami
Scenarzyści Uncharted wpadli na bardzo dziwny pomysł. Uznali, że zarys fabularny gry U4: Kres Złodzieja, która jest ostatnią odsłoną serii i fantastycznym podsumowaniem historii Nate’a i Sully’ego posłuży jako szkic fabuły filmu rozpoczynającego ich wielką przyjaźń. Dla przypomnienia – w grze uznany za zmarłego Sam Drake pojawia się w domu Nathana i zdesperowany prosi o pomoc w odnalezieniu zaginionego skarbu pirata Henry’ego Avery’ego, który był ich obsesją w dzieciństwie. Od powodzenia zależy życie Sama, więc Nate, który kilka lat temu rzucił tę robotę i postanowił się ustatkować raz jeszcze wyrusza na niebezpieczne poszukiwania.
Film Uncharted mieli to wszystko na swój sposób. Nathan Drake pracuje jako barman w Nowym Jorku, a międzyczasie dorabia sobie jako kieszonkowiec. Nate nie widział swojego brata od przeszło 15 lat, odkąd zostali rozdzieleni w sierocińcu. Mimo złożonej obietnicy Sam nigdy nie wrócił po młodszego brata, ale od kilku ostatnich lat przysyła mu enigmatyczne pocztówki. Bracia najmłodszych lat fascynowali się zaginionym skarbem Ferdynanda Magellana i jak się wkrótce okaże Sam nigdy nie przestał go szukać. Skąd to wiemy? W życiu Nate’a pojawia się Victor „Sully” Sullivan, który twierdzi, że szukał skarbu razem z Samem, ale jakiś czas temu ślad po partnerze zaginął. Sully prosi Nathana o pomoc w odszukaniu skarbu i Sama. Jednak czy złodziej może zaufać złodziejowi?
Po co te komplikacje?
Nie mam pojęcia czemu zdecydowano się wywrócić fabułę ostatniej odsłony gry do góry nogami. Zarówno skarb Magellana, jak i trudne początki współpracy Nate’a i Sully’ego można było napisać w ogóle nie ruszając fabuły gier. Była tu bardzo duża szansa, by film stał się częścią uniwersum gier i przetarł szlak dla kolejnych ekranizacji. Można było te dwa pozornie różne światy połączyć podobnie, jak dziś robi to Marvel z filmami i serialami MCU. Tak się jednak nie stało i dostaliśmy luźna adaptację opartą na motywach ze wszystkich gier z serii.
Czy to źle?
Choć boli mnie obrany kierunek to nie mogę powiedzieć, że źle bawiłem się na seansie. Uncharted przedstawia bardzo prostą fabułę, schematyczną dla filmów ze złodziejami i poszukiwaczami skarbów. Bohaterowie rozwiązują (banalne) zagadki zostawione przed przodków, odwiedzają co raz to nowe kraje, a przy okazji ciągle się nawzajem oszukują, okradają i zdradzają. Takie tam Pośród Złodziei (podtytuł Uncharted 2). Ogląda się to jednak bezstresowo, a ciągłe przekomarzanki Nate’a z Sullym dość często bawią. W filmie jest również ten bardzo zły, w którego wciela się Antonio Bandersa, ale jest go tak mało, że możemy uznać go jedynie za ciekawostkę.
Oh crap!
Jeśli oglądaliście zwiastuny to na pewno widzieliście sekwencję w samolocie transportowym żywcem wyjętą z Uncharted 3. Jest to chyba największe nawiązanie do gier, ale oczywiście nie jedyne. Ze sceną związane jest też świetne cameo Nolana Northa, który od zawsze podkładał głos pod Nathana Drake’a. W filmie nie zabrakło rzecz jasna pierścienia z napisem Sic parvis magna (łac. Wielkość od małych początków), charakterystycznej kabury Nate’a oraz motywu muzycznego będącego z nami od pierwszej części. Uważni zauważą też logo Naughty Dog w kufrze Drake’a. W filmie zobaczymy też Chloe Frazer (Sophia Ali), ale nie uświadczymy Eleny Fisher, ukochanej Nate’a, której nazwisko znalazło się w oficjalnych opisach filmu. Może w drugiej części, którą zapowiada scena po napisach.
Nate i Sully
Relacja Nate’a i Sully’ego to jeden z najmocniejszych aspektów gier. Sully to człowiek o szemranej reputacji „cieszący” się złą sławą wśród kolegów po fachu. Mimo to dla Nathana jest niczym ojciec. Łączy ich czysta i przede wszystkim fantastycznie ukazana przyjaźń. W filmie tego nie mamy, ponieważ panowie dopiero się poznają. Cały czas sobie dogryzają, robią sobie na złość i za nic nie potrafią sobie zaufać. Oczywiście wszystko prowadzi do przyjaźni jaką znamy z gier, ale rozwinięcia tego wątku doczekamy się w kontynuacji. O ile ta powstanie. Wyglądu Sully’ego nie będę się czepiał. Przypakowany Wahlberg o chłopięcym głosie nijak nie przypomina Sullivana ze swoim tubalnym tembrem głosu. Tego przy tym castingu zmienić się nie dało, więc zostawiam go w spokoju.
Uncharted – podsumowanie
Film Uncharted nie zmieni negatywnego odbioru filmów na podstawie gier. Nawet nie próbuje. Film jest… bezpieczny i chyba to najlepsze podsumowanie. Dużo zagadek, szczypta humoru, trochę akcji i mniej lub bardziej zabawnych one-linerów. Spoko, jeśli chcecie wybrać się do kina na coś niewymagającego, bo jest to film, który ogląda się bezboleśnie. Zdecydowanie lepsza produkcja na podstawie gry niż Resident Evil, a nieco słabsza niż Mortal Kombat.
PS. Najlepszą ekranizacją Uncharted pozostaje krótkometrażowa fanowska produkcja, którą możecie obejrzeć niżej. Nathan Fillion i Stephen Lang odegrali role Nathana Drake’a i Sully’ego bezbłędnie!
-
FABUŁA - /10
0/10
-
RYSUNKI - /10
0/10
-
PRZYSTĘPNOŚĆ - /10
0/10
Warning: Illegal string offset 'Book' in /home/geeklife/domains/geeklife.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-review-pro/includes/functions.php on line 2358