Lubię robić sobie krzywdę oglądając beznadziejne kino. Nie pójdę do kina na filmy Patryk Vegi, ale obejrzę je, gdy pojawią się w streamingu. Tak samo zrobiliśmy z pierwszą odsłoną 365 dni, która podbiła światowego Netflixa dwa lata temu. Gigant przejął prawa i zapowiedział co najmniej dwa sequele. Wczoraj na platformie pojawił się pierwszy z nich! Recenzja filmu 365 dni: Ten Dzień.

365 dni: Ten dzień

Seria filmów:

365 dni
365 dni: Ten dzień
Kolejne 365 dni

Pamiętacie Laurę (Anna-Maria Siecklucka)? Dziewczyna została porwana, a następnie przetrzymywana i gwałcona przez włoskiego mafioso Massimo (Michelle Morrone). Massimo okazał się facetem jej marzeń do tego zabierał ją na bardzo drogie zakupy, więc się w nim zakochała. To jakże romantyczny love story zakończyło się wielkim cliffhangerem, ponieważ Laura stała się celem jego wrogów i uczestniczyła w bardzo groźnym wypadku. I od tego powinniśmy zacząć 365 dni: Ten dzień.

Tyle, że nie. Sequel zaczyna się od ślubu Laury i Massimo, a o wypadku pojawiaja się raptem ze trzy zdania. Z krótkiego dialogu dowiadujemy się, że Laura „prawie zginęła” oraz straciła dziecko i nie wie jak ma o tym powiedzieć Massimo. I tutaj spoiler – do końca filmu nikt ani razu nie wspomina o tej traumie. Było minęło, po co roztrząsać, nie?

Teledysk

365 dni: Ten dzień trwa 110 minut, ale 99% wątków fabularnych dałoby się upchnąć w 15 minutach. Sequel to tak naprawdę jeden wielki teledysk. Dosłownie. Poszczególne sceny wyglądają tak: 2-3 minuty dialogu, najczęściej zupełnie o niczym, następnie 5 minut muzyki z teledyskowym montażem scen. No dobra, ale gdzieś pomiędzy coś się tam dzieje. W filmie pojawia się nowy amant – Nacho, którego pierwsza scena jest niczym prezentacja uczestników Warsaw Shore czy innego Hotelu Paradise. Wiecie, modelowe przebitki, zbliżenia na outfit, eksponowanie umięśnienia i tak dalej. I dokładnie tak wygląda cały film.

Finał

To jest hit! Są pistolety, są groźby, normalnie thriller! Ma to miejsce w jakichś katakumbach, które mieszczą się… nie wiadomo, gdzie. Piękna rezydencja, wspaniałe podwórko, schodzisz po schodach na plażę, a tam… jakaś wielka, opuszczona i podniszczona katedra. WTF!? No, ale mniejsza z tym, bo zagrożenie jest bardzo duże, a tymczasem zdążający na miejsce bohaterowie… spacerują pozując do kamery. Muzyka, zwolnione tempo, przekazywanie sobie spluwy, spoglądanie na siebie. I tak przez 3-4 minuty. Poziom wenezuelskiej telenoweli. To stwierdzenie nabierze dla was sensu, gdy film zaserwuje swój największy twist! Aż mnie korci, żeby to napisać, ale muszę się powstrzymać, bo tylko tak zagwarantuje wam gigantyczny wybuch śmiechu. Aż oplułem się winem.

Laura

Główna bohaterka 365 dni: Ten dzień to prawdziwy ewenement. Wszystkie podejmowane przez Laurę decyzje to niekończące się pasmo debilizmów. W pierwszej części kretynami byli wszyscy, w drugiej „fabuła” jeszcze mocniej skupia się na Laurze, więc wszystko co się wydarzy jest sprawką jej idiotycznych wyborów. Jej mąż jest szefem mafii, ale to oczywiście spoko bo ma fajne samochody i często się… tego. Swoją drogą to już drugi film, a dalej nie wiemy czym ta mafia się zajmuje. Ale mniejsza z tym.

W jednej scenie Laura mówi Massimo, że go kocha, on kocha ją i wiadomo co dalej. W następnej ten traktuje Laurę jak służącą, a może raczej przedmiot. Ta się oburza, ale wieczorem robi mu powtórkę z 50 Twarzy Greya. Potem Massimo znów jest brutalnym chamem, ale na przeprosiny kupuje jej dom mody i znów jest pięknie. Po WIELKIM twiście fabularnym (jprld) Laura przeprowadza się do niby ogrodnika posiadającego wielki majątek i nie ma większych podejrzeń. Jasne, jest bogaty, ale „to pieniądze jego ojca, a on próbuje stanąć na własne nogi” (korzystając z tej fortuny, ale twórcy uznali, że to logiczne). Wszystko to jest idealnie podkreślone bzdurami wypowiadanymi przez Laurę. Dialogi są tak kretyńskie, że aż dziw bierze, że aktorzy wypowiadają je z kamiennym wyrazem twarzy.

Erotyka

Nie od dziś wiadomo, że 365 dni: Ten dzień, podobnie jak książka, ma zapewnić sporo erotycznych wrażeń. Scen seksu jest tutaj dużo, chyba nawet więcej niż w pierwszym filmie. Są odważne i zawsze wpisane w teledyskowy montaż, często z przebitkami innych scen. Jednak jakościowo wyróżnia się chyba tylko jedna, dłuższa sekwencja z pierwszej części filmu. Wszystkie pozostałe to taka sztuka dla sztuki. Bez żadnego uzasadnienia fabularnego, bez ładu i składu. Po prostu ma być, bo ludzie na to czekają. I tyle. Odarte jest to jakoś ze zmysłowości, brakuje, z braku lepszego słowa, klimatu. Bardzo to słabe.

365 dni: Ten dzień – podsumowanie

Pewnie wiele osób, podobnie jak ja, założy, że to idealny film na romantyczny wieczór. Błąd! 365 dni: Ten dzień to absurdalnie zły film, z bezkreśnie debilnymi dialogami i beznadziejnie głupią główną bohaterką. Nie podkręci klimatu, bo albo będziecie pękać ze śmiechu, albo schowacie głowę pod poduszkę z zażenowania, albo upijecie się winem i pójdziecie spać. Ten film jest dla libido niczym Domestos dla zarazków. Zabija je. Na śmierć.

Film możecie obejrzeć na platformie Netflix

  • FABUŁA - /10
    0/10
  • RYSUNKI - /10
    0/10
  • PRZYSTĘPNOŚĆ - /10
    0/10

Warning: Illegal string offset 'Book' in /home/geeklife/domains/geeklife.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-review-pro/includes/functions.php on line 2358

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz komentarz
Napisz swoje imię

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.