Wielkie oczekiwanie dobiegło końca. Gra o Tron wróciła i znów nie daje nam spać. Za nami premierowy epizod ósmej, finałowej serii tego telewizyjnego fenomenu. Czy warto było czekać te dwa lata na ostateczne rozstrzygnięcia? Recenzja pierwszego odcinka ósmej serii Gry o Tron. Uwaga na spoilery.
Gra o Tron sezon finałowy:
1. Gra o Tron 8×01: Winterfell
2. Gra o Tron 8×02: A Knight of the Seven Kingdoms
3. Gra o Tron 8×03: The Long Night
4. Gra o Tron 8×04: The Last of Stark
5. Gra o Tron 8×05: The Bells
6. Gra o Tron 8×06: The Iron Throne
Większość epizodu upływa pod znakiem wielkich spotkań po latach. Jon po raz pierwszy od pierwszej serii spotyka Brana oraz Aryę. Od tamtego czasu minęło dla nas niemal 10 lat, więc wydarzenie ściska za serce nie tylko bohaterów, ale też widzów, którzy rodzinę w komplecie ostatnim razem widzieli przed wyjazdem Neda do Królewskiej Przystani. I choć niekiedy spotkania odbywają się w dość chłodnej atmosferze to przez cały czas czujemy, że historia dobiega końca i poszczególne wątki zostają zamykane.Odcinek zaczyna się od szalenie oczekiwanego momentu – rodzina (żyjących) Starków wreszcie w komplecie. Jon wrócił przybywa do Winterfell wraz z Deanerys, smokami, Tyrionem, przyboczną świtą i potężną armią. Jak mogliśmy przewidywać ludzie Północy nie są zbyt szczęśliwi (lekko mówiąc), że Jon ugiął kolano przed córką Szalonego Króla i nazwał ją swoją Królową. Nie ma jednak czasu na unoszenie się honorem, bo martwi nadciągają do Winterfell i mają ze sobą jednego ze smoków Daenerys.
Na chwilę przeskakujemy do Królewskiej Przystani, gdzie Cersei wita przywódcę 20 000 żołnierzy Złotej Kompanii dostarczonych przez Eurona zza morza. Złota Kompania to najliczniejsza i najpotężniejsza grupa najemników na świecie. Niestety nie dane nam będzie obejrzeć w akcji słoni bojowych, a ich brak uzasadniono problemami logistycznymi. Trochę szkoda, że nie zobaczymy bitwy rodem z Władcy Pierścieni, ale budżet nie jest z gumy, a smoki i Biali Wędrowcy swoje kosztują.
Najważniejszą sceną pierwszego odcinka jest bez wątpienie moment, w którym Sam wyjawia prawdę Jonowi o jego pochodzeniu. Jon dowiaduje się, że jest synem Rhaegara Targeryena i Lyanny Stark niedługo po romantycznej schadzce z Daenerys i jest to dla niego potężny cios. Z jednej strony bardzo wierzyć w słowa Neda Starka, który twierdził, że Jon to jego bękart, a z drugiej zapałał prawdziwym uczuciem do Smoczej Królowej. Kompletnie nie mam pojęcia jak zostanie rozwiązany ten wątek, w którą stronę pójdą scenarzyści i jaka przyszłość czeka Jona i Daenerys.
To w zasadzie tyle. W końcówce widzimy jeszcze ostatnich ocalałych z Nocnej Straży oraz Jaime’ego Lannistera, który przybywa do Winterfell i od razu wpada na Brana za kalectwo, którego bezpośrednio odpowiada. Cały odcinek to wiele tego typu spotkań, nawiązań i wspominek (Arya-Gendry, Arya-Ogar, Jon-Sam, Tyrion-Sansa). Jest to też spokojne rozstawienie pionków na szachownicy i odliczanie do wielkich rozstrzygnięć, jakich będziemy świadkami w kolejnych tygodniach. Napięcie rośnie!