Troszkę zwlekałem z obejrzeniem najnowszej produkcji ze świata Gwiezdnych Wojen od Dinsey+. Choć tematyka serialu jest tym czego oczekuję od przyszłości uniwersum, to jednak ani zapowiedzi ani zwiastuny nie przekonywały. Przyszedł jednak czas sprawdzić jak jest w rzeczywistości. Recenzja pierwszego sezonu serialu Akolita.

Akolita

Na sto lat przed powstaniem Imperium Galaktyka cieszyła się względnym spokojem. Zakon Jedi miał się dobrze, a Republika funkcjonowała bez większych problemów. Jednak pewnego dnia na planecie Ueda zostaje zamordowana Mistrzyni Indara. Opis zabójczyni podany przez świadków kieruje Zakona do byłej jego członkini. Problem w tym, że Osha Aniseya od kilku lat pracuje jako mechanik na statku towarowym i nie miała fizycznych możliwości, by pojawić się na rzeczonej planecie. Jednak w obliczu ewentualnych politycznych reperkusji Zakon decyduje się jak najszybciej zamknąć sprawę i ukryć udział jednej z nich. A to nie oznacza dla dziewczyny nic dobrego…

Zmuszona do ucieczki Osha staje się obiektem poszukiwań Zakonu. Nie całego, gdyż w winę dziewczyny nie wierzy jej dawny Mistrz – Sol. Sol przed laty uratował Oshę, a jej siostra bliźniaczka Mae i matka zginęły w tragicznym pożarze. A przynajmniej tak wszyscy myśleli, bo wszystko wskazuje na to, że Mae ma się całkiej dobrze i bardzo sprawnie posługuje się Mocą.

Nareszcie bez Skywalkerów

Star Wars. Mandalorian oraz Andor bronią się oryginalnym podejściem do uniwersum. Pierwsze z nich to bardzo umiejętny fanserwis, który za sprawą świetnych bohaterów przypadnie do gustu zarówno fanom jak i osobom, dla których Gwiezdne Wojny nie mają znaczenia. Drugi to naprawdę udane kino przygodowe, które nie ogląda się na sagę, tylko opowiada własną historię.

Akolita rozgrywa się pod koniec ery Wielkiej Republiki, mniej więcej sto lat przed wydarzeniami z Mrocznego Widma, gdzie poznaliśmy Anakina Skywalkera. Choć uwielbiam oryginalną trylogię, toleruję trylogię prequeli, czy sequeli, to jednak jestem zdania, że kurczowe przywiązanie do jedynej słusznej linii czasowej działa na szkodę uniwersum. Lore Gwiezdnych Wojen jest tak bogate i tak wszechstronne, że można opowiadać niezliczoną ilość historii. Co zresztą doskonale wychodzi autorom książek, w których akcja umiejscowiona jest w czasach Wielkiej Republiki. Fakt, że filmy, seriale aktorskie i animowane nieustannie krążą wokół tych wydarzeń sprawia, że całość staje się nużąca. Ile razy można jarać się cameo Vadera, to starszego to młodszego Luke’a, czy innymi dawnymi twarzami. Czar prysł gdzieś w okolicach Przebudzenia Mocy, a cała magia uleciała w Epizod IX: Skywalker – Odrodzenie.

Dlatego też z dużym rozczarowaniem przyjąłem informację o skasowaniu filmu osadzonego w Wielkiej Republice, który nakręcić mieli twórcy Gry o Tron – David Benioff i D.B. Weiss. W jego miejsce otrzymamy kontynuację… historii Ray. Ktoś spojrzał w excela i zdecydował, że film kinowy bez choćby odniesienia do Skywalkerów nie będzie miał sensu. Jeśli chodzi o maksymalizację przychodów to pewnie tak, ale jeśli chodzi o rozwój świata to zdecydowanie nie. Dlatego też kibicuję każdemu aktorskiemu projektowi, który odetnie się grubą krechą od Anakina, Luke’a, Rey, a nawet Hana Solo.

Marzenia a rzeczywistość

Akolita w pierwszej połowie sezonu nie wykorzystuje szansy, jaką bez wątpienia jest Wielka Republika. Nawet nie próbuje. Fabuła dotyczy stosunkowo niewielkiego kręgu postaci i bardzo szybko przeradza się w kosmiczną Family drama. Koszmarnie napisane, bardzo sztywne dialogi i maksymalne rozciąganie nic nie znaczących scen jest tutaj na porządku dziennym. To jednak nie wszystko, bo roi się tutaj od bezsensownych rozwiązań fabularnych. Bo jak inaczej nazwać fakt, że wielcy Mistrzowie Jedi dają się podejść amatorce, która nawet nie wiem kim jest jest Mistrz…

Światełko w tunelu

Nadzieję, że da się uratować serial przyniosły odcinki zatytułowane kolejno Dzień i Noc. Mamy tutaj bardzo dużo scen akcji, wiele mieczy świetlnych, a nawet fabularne twisty i zaskakujące (szokujące) rozstrzygnięcia. Pomyślałem wtedy, że zaczyna się robić ciekawie i może pierwsze trzy odcinki to jedynie rozgrzewka.

Gaśnie bardzo szybko

Po całkiem emocjonujących i widowiskowych dwóch epizodach Akolita znów wraca na mieliznę. Twisty fabularne są do bólu przewidywalne, a decyzje podejmowane przez Oshę, nie mają nic wspólnego ani z logiką ani z tym co mówiła na początku serialu. Ilość pojawiających się tutaj głupot przyprawia o zawroty głowy i z każdą minutą miałem co raz bardziej dość tego bełkotu. Bełkotu również w znaczeniu dosłownym, bowiem dialogi w serialu brzmią nieprawdopodobnie sztywno i są niebywale durne. Zastanawiam się kto pisał takie bzdury oraz jak przeszły one przez reżysera i zostały wygłoszone przez aktorów. Zgrzyt zębów to mało powiedziane.

Ale są też pozytywy

Od początku praktycznie narzekam, ale Akolita ma też swoją jaśniejszą stronę. Filmy przyzwyczaiły nas, że Jedi to relikty przeszłości Galaktyki, a ci żyjący albo chowają się po planetach albo przeszli na ciemną stronę. W najnowszym serialu Zakon Jedi prosperuje znakomicie, a w każdym miejscu można spotkać samych Jedi. Naprawdę tego mi brakowało.

Z obecnością Jedi łączą się też niezłe sceny akcji. Naprawdę niezłe. Charakterystyczne blastery i klasyczne piu piu piu zastępują tutaj rozkosznie mruczące i brzęczące miecze świetlne. I mam na myśli liczbę mnogą! W niektórych bitwach bierze udział wielu Jedi, a jeśli dochodzi do pojedynków jeden na jeden to twórcy podeszli bardzo kreatywnie do korzystania z Mocy. Pod tym względem jest dobrze. Serio!

Akolita – podsumowanie

Niespodzianki nie ma. Akolita to serial, którego pozytywy nie przykrywają wad. Solidne sceny akcji, wielu Jedi i wiele mieczy świetlnych przegrywają z koszmarnie napisaną fabułą, płaskimi postaciami i koszmarnymi dialogami. Bardzo słaba pozycja.

AKOLITA | Sezon 1
Akolita

Description: Minie jeszcze sto lat, zanim powstanie Imperium. Zakon Jedi i Republika Galaktyczna prosperują nietknięte wojną. W tym czasie ma miejsce tajemnicze morderstwo, po którym Mistrz Jedi musi stawić czoła znanej mu z przeszłości tajemniczej wojowniczce.

Podsumowanie

Niespodzianki nie ma. Akolita to serial, którego pozytywy nie przykrywają wad. Solidne sceny akcji, wielu Jedi i wiele mieczy świetlnych przegrywają z koszmarnie napisaną fabułą, płaskimi postaciami i koszmarnymi dialogami. Bardzo słaba pozycja.

Overall
3/10
3/10

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz komentarz
Napisz swoje imię

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.