„Pierwszy ebook Deana Koontza” to hasło wita nas na stronach z ebookami. Jako, że gościa bardzo lubię to zainwestowałem w jego najnowszą powieść (u nas świeżynka, w USA jest od 2011 roku) pod tytułem Dom Śmierci. Tytuł oczywiście musiał być bardziej krzykliwy od oryginału (77 Shadow Street, czyli Ulica Cieni 77), ale nie zważając na marketingowe zabiegi siadłem do lektury. W rozwinięciu recenzja.
Tytułowy Dom Śmierci to luksusowy apartamentowiec o nazwie Pendelton, od nazwiska pierwszego właściciela tego budynku powstałego pod koniec XIX wieku. Aktualnie został podzielony na mieszkania, a raczej apartamenty dla ludzi z wyższych sfer. Niestety, żeby tu mieszkać trzeba dysponować grubym portfelem i tak jest w przypadku lokatorów. Jak ci ludzi poradzą sobie w sytuacji zdecydowanie nadnaturalnej i na pierwszy rzut oka niemożliwej do ogarnięcia dla nikogo? Na te pytania książka stara się nam dostarczyć odpowiedzi.
Trudno jakkolwiek naszkicować fabułę, aby nie psuć nikomu zabawy w odkrywaniu kolejnych tajemnic, więc muszę polecieć naokoło. Jak widać na polskiej okładce, niezbyt interesującej żeby być szczerym, umieszczono slogan „to nie jest historia i duchach, to coś znacznie bardziej przerażającego„. Czy tak jest w rzeczywistości? Nie jestem do końca przekonany. Co prawda historia jest interesująca i ciekawie rozwiązana. W porównaniu do Pod Kopułą Kinga tutaj otrzymujemy odpowiedzi na wszystkie nurtujące na pytania. O co chodzi i dlaczego dzieje się to co się dzieje, zostało przystępnie i logicznie wytłumaczone. Nie czuć niedosytu, co jest chyba odpowiednią rekomendacją.
Bardziej chciałbym przyczepić się do tych „przerażających” momentów, których… po prostu brakuje. Ani razu nie poczułem grozy, ani tego dziwnego niepokoju, który znają wielbiciele horrorów. Jest to bardziej thriller z elementami nadnaturalnymi niż straszak. Żeby nie było, thriller z wyższej półki, nie napisane na kolanie dziwactwo. Wiem, że Koontz nie pisuje typowych horrorów, ale czepiam się tutaj krzykliwych haseł wydawcy. Cóż reklama dźwignią handlu, a sprzedaż dzięki temu na pewno podskoczy.
Na plus zdecydowanie zaliczyć trzeba bohaterów. Wzorem Kinga apartamentowiec zamieszkują same oryginały. Emerytowany komandos Bailey. Stary prawnik Silas Kinsley spędzający emeryturę na zgłębianiu historii budynku. Mickey Dime, płatny morderca ze słabością do swojej nieżyjącej matki. Pracujący w ochronie włamywacz, autystyczna dziewczynka, czy gość mający obsesję na punkcie inwigilacji przez tajne organizacje dopełniają tej mieszanki osobliwości. To oczywiście nie wszyscy, jakich przyjdzie nam poznać, ale wymienieni wydali mi się najciekawszymi postaciami.
Każdy rozdział lub podrozdział obserwujemy z perspektywy jednego z bohaterów. Na wzór Gry o Tron. Dzięki temu poznajemy ich nie tylko dzięki dialogom, którym jest bardzo mało jak na taką książkę, ale również, a raczej przede wszystkim dzięki im myślom i uczuciom. Gdyby nie ten zabieg odłożył bym książkę po pierwszych 30 stronach, bo początek do bardzo dużo dłużyzn, opowieści, wspomnień, pogłębiania psychiki i tak dalej. Im dalej w las tym lepiej, dlatego polecam wytrzymać.
Koniec końców bawiłem się nieźle. Książka ma słabsze momenty, ale jednak wciąga i zachęca do śledzenia kolejnych rozdziałów. Barwni bohaterowie, niesamowite wydarzenia, intrygujące tajemnice i stopniowe ich odkrywanie przyciągają do lektury. Chyba jednak warto sięgnąć po tą pozycję :)
FABUŁA - /10
0/10
RYSUNKI - /10
0/10
PRZYSTĘPNOŚĆ - /10
0/10
Warning: Illegal string offset 'Book' in /home/geeklife/domains/geeklife.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-review-pro/includes/functions.php on line 2358
Człowiek odpowiedzialny za wszytko, co tutaj widzicie :) Mąż, gracz, ojciec - w dowolnej kolejności. Fan Marvela i DC, uwielbia Netflixa i HBO, lami w bijatyki i multiplayerowe strzelanki, a o 2. w nocy lubi poczytać książki.