Długo nie chciałem oglądać Doliny Krzemowej. Założenia serialu zbyt mocno kojarzyły się z Big Bang Theory, więc będąc fanem Sheldona i spółki nie czułem potrzeby śledzenia losów kolejnej grupy nieogarniętych życiowo geniuszy. Okazuje się, że zignorowanie Silicion Valley było wielkim błędem. Sprawdźcie moją recenzję pierwszego sezonu.
Akcja ma miejsce w osławionej Dolinie Krzemowej. Richard Hendricks (Thomas Middleditch) to na co dzień pracownik wielkiej, będącej odpowiednikiem Google i Apple, korporacji Hooli. Po godzinach pracy Richard wraz z kumplami mieszka tworzy własne programy w domu Elricha Bachmana (T.J. Miller) w zamian za 10% każdego projektu. Szare życie korpoludków staje na głowie, gdy Richard stworzył prototyp platformy do bezstratnej kompresji plików. Kuszony 10 milionami dolarów przez swojego byłego pracodawcę Richard postanawia stworzyć własną firmę posiłkując się 200 tysiącami dolarów jakie otrzymał od bardzo ekscentrycznego inwestora, milionera – Petera Gregory. I wtedy się wszystko zaczyna.
Dolina Krzemowa (ang. Silicon Valley) – nazwa nadana północnej części Doliny Santa Clara, która znajduje się w północnej części amerykańskiego stanu Kalifornia. Zgodnie z nazwą tereny te stanowią od lat 50. XX wieku centrum amerykańskiego przemysłu tzw. nowych technologii (technopolis), głównie przemysłu komputerowego.
Dolina Krzemowa okazuje się serialem zupełnie innym niż można było odnieść wrażenie. Nie skupia się na życiowych rozterkach bohaterów, a koncentruje się na problemach jakie mogą wyniknąć z próby założenia własnej firmy mając produkt pożądany przez dosłownie wszystkich. Kompresor plików stworzony przez Richarda staje się celem największych graczy Doliny Krzemowej, a dzięki temu możemy przyjrzeć się jak wygląda zakulisowa walka o największe kąski w świecie technologii. A wierzcie mi, chłopaków spotykają chyba wszystkie problemy z jakimi może spotkać się nowy przedsiębiorca. Przygotowując się do targów TechCrunch, Pied Piper oprócz problemów z algorytmem musi radzić sobie z wykorzystującą ten sam pomysł aplikację Nucleus stworzoną przez żądnego zemsty Belsona, ale w między czasie trzeba uporać się między innymi z firmą, która nazywa się tak samo i wykonywać polecenia ekscentrycznego inwestora. Nie chcę spoilować, bo warto samemu zobaczyć jakie niespodzianki czyhają na bohaterów.
W zamian napiszę cztery argumenty, które będą świadczyć o tym, że ten serial trzeba obejrzeć.
PO PIERWSZE: BOHATEROWIE
Tak, największą siłą serialu są wykreowane postaci. Genialny Richard ma wielkie problemy z panowaniem nad stresem, co prowadzi do wielu przekomicznych sytuacji, ale o tym później. Erlich to z kolei mierzący wysoko, mocno przeceniający swoje możliwości, nieokrzesany koleś, wchodzący z butami dosłownie wszędzie. Pochodzący z Pakistanu Dinesh wraz z satanistą Gilfoyle’em tworzą niezapomniany duet ciągle dogryzających sobie programistów. No i jest jeszcze Jared. Jared, który jest człowiekiem tak specyficznym, że każde jego pojawienie się na ekranie wywołuje uśmiech. Zresztą cała piątka wypada fenomenalnie, a ich interakcja to prawdziwe popisy aktorskie.
Na drugim planie błyszczą Peter Gregory i Gavin Belson jako niecierpiący siebie i ciągle rywalizujący ze sobą, miliarderzy oraz Nelson „Big Head” Bighetti, który jest największym szczęściarzem jakiego widział świat.
PO DRUGIE: WIELKI ŚWIAT TECHNOLOGII
Dolina Krzemowa zachwyciła mnie też osadzeniem opowieści wśród największych i co najważniejsze istniejących firm technologicznych na świecie. Z oczywistych powodów rolę tej jedynej złej korporacji przejęło fikcyjne Hooli, będące mieszkanką Google z Apple, ale to nie chroni potentatów od otrzymywanych prztyczków w nos. Wielcy obrywają w czasem wręcz genialnych żartach, bohaterowie rozmawiają o najnowszych gadżetach i wadach znanych produktów i tak dalej. Takie duże, ale też malutkie nawiązania dodają realizmu i sprawiają, że cały czas czekamy, kiedy ktoś wyciągnie anegdotę o jakiejś korporacji.
PO TRZECIE: HUMOR
W Dolinie Krzemowej najbardziej zaskakuje wysoki poziom humoru. Pierwszy sezon składa się z ośmiu lekko ponad 25 minutowych odcinków, przy czym nie jest sitcomem. Format zbliżony jest do Californication, ale bez ciągłego gadania o seksie. Udało się wyważyć humor sytuacyjny, kapitalne dialogi oraz bardziej rozbudowane gagi, których drugie dno odkrywamy dopiero po jakimś czasie. Praktycznie każdy z bohaterów wnosi tutaj coś innego. Richard mając problemy ze stresem potrafi walnąć żenujący tekst w najbardziej nieodpowiedniej chwili. Elrich to taki Stifler, więc wiecie czego się spodziewać. Dinesh i Gilfoyle jako nierozłączna para są przekomiczni, a Jared… cóż Jareda nie da się opisać, go trzeba zobaczyć. Większość gagów okraszona jest sporą dawką wulgaryzmów, więc pamiętajcie, że nie jest to serial dla całej rodziny.
PO CZWARTE: FINAŁ
Tak, ósmy odcinek pierwszej serii to prawdziwy majstersztyk. Chłopaki prezentujący swoją aplikację na technologicznym konkursie TechCrunch dostarczyli całą masę emocji. W 26 minutach udało się zmieścić pełną napięcia galę, zaskakujące zakończenie i humor. W odcinku finałowym umieszczono żart, który niektórych może zgorszyć, ale mnie rozbawił do łez i szczerze uważam, że to najlepszy żart „rozporkowy” w kinie i telewizji. Zobaczcie sami:)
Dolina Krzemowa to serial, któremu po prostu trzeba dać szansę. To tylko osiem 25 minutowych odcinków, więc tłumaczenie typu „nie oglądam, bo się wciągnę, a nie mam czasu” nie mają tutaj zastosowania. Rozbawi i wielokrotnie zaskoczy pomysłowością wielu z was. Jasne, nie każdemu spodoba się technologiczny bełkot, nie do każdego przemówi wulgarny humor, ale serio: SPRAWDŹCIE BO WARTO!
-
FABUŁA - /10
0/10
-
RYSUNKI - /10
0/10
-
PRZYSTĘPNOŚĆ - /10
0/10
Warning: Illegal string offset 'Book' in /home/geeklife/domains/geeklife.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-review-pro/includes/functions.php on line 2358